sobota, 17 października 2015

Odważni, bezkompromisowi i szukający prawdy: ks. Krzysztof Charamsa, Olga Tokarczuk i zespół Lao Che


    Ostatnio w mediach pojawiają się głośne wyznania, które potrząsają opinią publiczną. Wypowiedzi księdza Krzysztofa Charamsy, pisarki Olgi Tokarczyk oraz zespołu Lao Che, którzy mają odwagę mówić głośno co myślą i czują, są bezkompromisowi w przekazywaniu swoich racji i mimo, że daleko im do „mowy nienawiści”, to ich postawa wyzwala u niektórych „nienawiść” ukierunkowaną przeciwko nim. Myślę, że warto poświęcić więcej uwagi temu, co mają do powiedzenia.

Coming out ks. Charamsy

Pracujący w Watykanie ks. Krzysztof Charamsa niedawno wyznał przed kamerami, że jest gejem i żyje w szczęśliwym związku z mężczyzną. Przyznał, że przez lata dusił się w poczuciu strachu przed ujawnieniem swojej orientacji seksualnej i choć Kościół oraz służba Bogu i ludziom jest dla niego ważna, nie mógł już dłużej żyć w takim zakłamaniu. Jego coming out w mediach był świetnie zaplanowany od strony PR i miał faktycznie trafić do jak najszerszego odbiorcy, aby wzbudzić poruszenie we wszystkich środowiskach, a szczególnie w Watykanie. Nie bez powodu ks.Charamsa ujawnił się na dzień przed rozpoczęciem synodu watykańskiego.


Ksiądz Charamsa tym głośnym wyznaniem bez wątpienia przekreślił swoją karierę w kościele, co więcej, zapewne będzie mu też odebrane prawo do sprawowania funkcji księdza. To cena jaką musi zapłacić za przeciwstawienie się zasadom w Kościele Katolickim oraz publiczną kontestację tych zasad, a w szczególności zasad kapłaństwa, które zabrania życia w związku uczuciowym i fizycznym z jakąkolwiek osobą. Charamsa zrobił to jednak z pełną świadomością ryzyka utraty wszystkiego, co zdobył do tej pory. Chciał zwrócić uwagę na hipokryzję kościoła w kwestii m.in. homoseksualizmu oraz wezwał kościół do respektowania prawa gejów i lesbijek do życia w zgodzie ze swoją orientacją seksualną wewnątrz kościoła, bez potrzeby ukrywania i obwiniania się za cokolwiek.

Absolutnie zgadzam się z księdzem, że Kościół nie może milczeć w tej kwestii, i zamiatać tej sprawy pod dywan, ale powinien robić to, do czego jest powołany, czyli szerzyć filozofię miłości i zrozumienia. Dobrych owoców nie zrodzi wykluczanie mężczyzny za to, że kocha drugiego mężczyznę i żyje z nim w związku. Bardzo bym chciał, żeby Kościół bardziej otworzył się na ludzi i uwierzył w ich dobre intencje i zdolność do miłości, a wtedy i zasady, które rządzą Kościołem same się rozjaśnią i zweryfikują.

Olga Tokarczuk – psychoterapeutka narodu polskiego

Parę dni temu na polskim gruncie, ale jak się okazuje również i na zagranicznym odbiła się szerokim echem wypowiedź pisarki Olgi Tokarczuk – tegorocznej laureatki nagrody Nike za książkę „Księgi Jakubowe” na temat m.in. stosunku Polaków do Żydów i do innych kultur.
Więcej o jej spojrzeniu na polską rzeczywistość zarówno dotyczącą naszej historii, jak i aktualnej sytuacji można przeczytać w wywiadzie, którego udzieliła dla Gazety Wyborczej. 



    Pisarkę spotkał internetowy lincz i spadła na nią „fala nienawiści”, bo odważyła się powiedzieć prawdę o polskiej ksenofobii oraz rasiźmie oraz skrytykowała ideę czystego etnicznie narodu, określając ją jako urojenie. Na koniec stwierdziła, że nam wszystkim (zarówno z prawej, jak i z lewej strony) potrzebna jest narodowa terapia przeciwlękowa. Jak wiadomo niewiedza rodzi lęk, więc przydałaby się nam odpowiednia edukacja w tej dziedzinie, którą mogłyby zapewnić media i szkoły pokazując, że bez wględu na różnice kulturowe i religijne jesteśmy w gruncie rzeczy wszyscy takimi samymi ludźmi, ze swoimi wadami i zaletami, pragnieniami i lękami.

Pozwolę sobie przytoczyć frament wywiadu, który pięknie puentuje te rozmowę:

Powiedziała pani, że "trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy jako kolonizatorzy, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów".

- Nasuwa mi się porównanie z psychoterapią, ta polega bowiem na uświadomieniu sobie i przepracowaniu tego, co wyparte, niechciane i wstydliwe. Jej uzdrawiającym rezultatem jest uwolnienie energii, która do tej pory szła na utrzymywanie tajemnicy, zakłamywanie. Nie ma ludzi ani narodów idealnych, tylko dobrych i tylko pokojowych. Stanąć twarzą w twarz z tym, co straszne i wstydliwe - to najpierw rodzi bunt, niedowierzanie, złość. Lecz potem zaczynamy się z tym godzić i powoli rozumieć. Uświadamianie sobie własnej niejednoznaczności, skomplikowania, to proces dojrzewania.

Olga bardzo szybko odniosła się do ogromnego „hejtu”, który ją spotkał po wymienionych powyżej publikacjach na swojej oficjalnej stronie na Facebooku:

"W związku z wielką ilością hejtu, jaki wylał się na moją głowę w ciągu ostatnich dni, w tym gróźb śmierci, i w związku ze wszelkimi prymitywnymi i złośliwymi nadinterpretacjami mojej wypowiedzi dla tvp.info, chciałabym spokojnie wyjaśnić, że nie powiedziałam niczego, co byłoby nieznane historykom oraz ludziom, którzy mają podstawową wiedzę na temat historii Polski. Częścią polityki Rzeczypospolitej szlacheckiej była przemyślana i planowana kolonizacja ziem wschodnich. Włączenie po Unii Lubelskiej w 1569 roku w skład Korony terenów Wołynia i Ukrainy poskutkowało natychmiastowym napływem na te tereny szlachty polskiej, nęconej perspektywą zwiększeniem swojego stanu posiadania. Największa fala kolonizacyjna przybyła na te tereny po 1699 roku, czyli po odzyskaniu tych ziem spod panowania tureckiego. Nie jest też żadną tajemnicą, iż to, co nazywamy poddaństwem chłopów było szczególną, okrutną odmianą niewolnictwa – opis tych praktyk można znaleźć w książce niejednego historyka, a ubolewał nad nimi już choćby ksiądz Piotr Skarga w swoich „Kazaniach Sejmowych”. Wszyscy też wiemy, że obok mnóstwa przykładów bohaterstwa Polaków w czasie wojny, było wiele przypadków obojętności, a także przemocy indywidualnej i zbiorowej, które prowadziły do śmierci ofiar. Znamy takie relacje z dokumentów, które każdy może przeczytać. Niestety jest ich sporo.
W mojej wypowiedzi odniosłam się przede wszystkim do tego, co napisałam w swojej książce. Sądziłam, że jeden z moich bohaterów, ksiądz Benedykt Chmielowski, cieszyłby się z istnienia internetu jako doskonałej skarbnicy wiedzy i możliwości dyskusji. Tymczasem stał się on tubą werbalnej przemocy.
W życiu nie doświadczyłam tyle zmasowanej nienawiści, co w ciągu ostatnich trzech dni. Głęboko współczuję wszystkim hejtowanym.”

Podsumowując, chciałem powiedzieć, że bardzo podziwiam Olgę Tokarczuk za jej siłę i odwagę do mówienia głośno o sprawach ważnych i za gotowość do znoszenia wszelkich przykrości, którę ją spotykają w związku z tym. Mam nadzieję, że cena jaką Olga płaci za tę ogólnonarodową dyskusję pełną hejtu i jadu, przyniesie te pozytywne rezultaty o jakie jej chodziło. No cóż, początki psychoterapii są zawsze najtrudniejsze...
Jako osoba, która sama spotkała się osobiście ze zmasowaną mową nieanawiści w internecie pod swoim adresem, chciałbym Oldze tylko powiedzieć, że wspieram Ją z całych sił!

Lao Che jako sojusznik osób LGBT

15 października wieczorem na swoim fanpagu na fb, rockowy zespół Lao Che, znany m.in. ze swojej płyty upamiętniającej ofiary i bohaterów Powstania Warszawskiego nie tylko oznajmił przyłączenie się do Kampanii Przeciwko Homofobii, ale również ogłosił swój własny zespołowy „coming out”, a dokładnie przedstawił perkusistę zespołu Michała „Dimona” Jastrzębskiego, który ujawnił się jako gej i co więcej przedstawił w wywiadzie dla Newsweeka (link poniżej) swojego życiowego partnera, z którym jest od ośmiu lat.

W poniższym wideo zespół prezentuje swój pogląd na temat homoseksualizmu i związków partnerskich. 




Bardzo ciekawy Wywiad z Michałem „Dimonem” Jastrzębskim na temat życia w związku homoseksualnym, tolerancji i nieracjonalnym, niepotrzebym lęku:



    Jak można się było spodziewać coming-out zespołu nie spodobał się wszystkim jego fanom, z których część, na co warto zwrócić uwagę, ma nacjonalistyczne oraz ultrakatolickie poglądy. No bo jak to? Śpiewają o Powstaniu Warszawskim, kochają naród polski, a tutaj taka historia?! To przecież nie przystoi!


    Jestem pod wrażeniem postawy całego zespołu Lao Che, który solidarnie wspiera Michała i tym samym daję innym świetną lekcję tolerancji i traktowania wszelkich odmienności, jako rzeczy naturalnych i normalnych, który nie należy oceniać.

   Cieszę się, że kolejne osoby postawiły na prawdę, otwartość i naturalność. Po prostu! Bo każdy ma prawo być sobą i żyć po swojemu, pod warunkiem oczywiście, że nie robi krzywdy drugiemu człowiekowi.

A hejterzy? Im nie warto w ogóle poświęcać uwagi. Szkoda czasu i energii. Przynajmniej na razie. Bo i do tego tematu pewnie wkrótce powrócę, przedstawiając kogoś, kto no co dzień, z pełnym uśmiechem i pewnością siebie mówi hejterom „STOP”!


środa, 14 października 2015

Buika - krótka relacja z koncertu we Wrocławiu

Parę dni temu byłem na koncercie Buiki we Wrocławiu w niedawno oddanym do użytku Narodowym Forum Muzyki. Nie zawiodłem się :) To była wspaniała muzyczno-duchowa uczta, w której Buika zaczęła od prezentowania swoich afrykańskich korzeni, stopniowo przechodząc do flamenco, na którym się wychowała, jednocześnie w niezwykle smaczny i energetyczny sposób miksując te dwa, wcale nie tak odległe od siebie światy, zahaczając nawet o rocka! Uwielbiam takich wszechstronnych artystów, którzy nie zamykają się na jeden gatunek, tylko bawią się różnymi stylami w niczym nieograniczony sposób. Będzie to jednak smaczne tylko pod warunkiem, jeśli dany artysta ma ku temu predyspozycje wykonawcze, wyrobiony gust oraz dojrzałość, a tych Buika ma tak pod dostatkiem, że mogłaby obdzielić nimi nie jednego artystę.
A tak poza tym, to dawno nie otrzymałem na koncercie tak wiele uśmiechu i pozytywnej energii od śpiewaczki, która, na co warto zwrócić uwagę,  w swoich utworach śpiewa często o bólu i cierpieniu.
Poniżej umieszczam mistrzowski duet sprzed 5 lat: Javier Limon i Buika

wtorek, 13 października 2015

67 urodziny Nusrata Fateh Ali Khana

Dzień dobry! 

Dziś 67 urodziny obchodziłby Nusrat Fateh Ali Khan, dla mnie człowiek o najwspanialszym głosie, jaki kiedykolwiek słyszałem, odznaczający się nieziemską muzykalnością, ekspresją i piękną duszą.

Pewnie nie wszyscy z Was o nim słyszeli, więc przybliżę jego postać. Nusrat Fateh Ali Khan był pakistańskim śpiewakiem, znanym przede wszystkim jako wykonawca qawwali – religijnego śpiewu, który rozwinął się na gruncie sufizmu, mistycznego nurtu w islamie. Popularność na całym świecie przyniosła mu współpraca z Peterem Gabrielem (m.in. album "Passion" zawierający ścieżkę dźwiękową do filmu "Ostatnie Kuszenie Chrystusa" ) oraz Michaelem Brookiem. 
Artysta zmarł w 16 sierpnia 1997 roku w wieku 48 lat z powodu ciężkiej choroby. 

Zachęcam do posłuchania jego nagrań oraz licznych filmików na YT, które pokazują specyfikę i przybliżają niepowtarzalnego ducha występów Nusrata i jego zespołu.






Nusrat jest od lat dla mnie wielką inspiracją i niejednokrotnie wykonywałem na swoich koncertach jego utwory. Ci, którzy byli na moich koncertach z pewnością pamiętają "Mast Qalandar" (wykonanie Nusrata - pierwszy filmik u góry).
Jest on dla mnie wzorem niedoścignionym i nigdy nie zamierzałem, ani nie będę zamierzał próbować kopiować go, bo to nie tylko nie byłoby prawdziwe i szczere, ale przede wszystkim niemożliwe fizycznie. Jego skala głosu, możliwości techniczne i ekspresja są po prostu niedoścignione! Dlatego zawsze staram się interpretować utwory qawwali po swojemu, przy jednoczesnym zachowaniu ducha tego stylu i filozofii sufickiej. 

Kiedyś napiszę dłuższy artykuł o muzyce qawwali i poezji sufickiej.

Życzę Wam mistycznych doznań podczas słuchania występów Nusrata Fateh Ali Khana :) 

Michał